Gdy śmierć depcze po piętach.
Śmierć deptała mi po pietach, w zasadzie wszystkim nam depcze z mniejszą albo większą częstotliwością. Ale ostatnio nadepnęła mi na serce i postanowiłam się jej przyjrzeć z bliska. Odchodzeniu. Żalowi, tęsknocie. Pomyślałam o ostatniej drodze, o sygnałówkach brzmiących jak surmy bojowe, o cichym śnie i o marzeniach, na które nie starczyło czasu.
Jak się te wszystkie luźne impresje zbierze do kupy, to się okazuje, że w zasadzie mało co jest ważniejsze niż wolność, realizacja własnej drogi, i takie tam… fundamentalne, humanistyczna, a niedoceniane kwestia. Żadna ekonomia. Żadna matematyka. Żadne obowiązki wobec ojczyzny.
No, jeszcze kiedyś do tego wrócę, jeśli śmierć nie nadepnie na mnie całościowo.
Ale pewnego razu rozmawiałam z Andrzejem Sikorowskim, artystą krakowskim, doświadczonym, wrażliwym niebotycznie, jego teksty jego piosenek są mądre jak on sam i dlatego warto go posłuchać, odkurzyć taki punkt widzenia
Andrzej Sikorowski mówi w dźwięku :)
i nic to jaśniejsze wygrywa z tym ciemniejszym, bo tak to powinno być i tyko nad tym warto pracować, pochylić się, wrażać w bycie tu, na ziemi.
Życie się nie kończy, tyko zmienia formę i my w tym życiu pełnym reguł, zakazów, nakazów, pieczątek, danych w telefonie, Rodo, wykresów i planów aktywności google - na tyj płaszczyźnie realizujemy się tylko częściowo.
Resztą jest zagadną
I ta zagadka należy do jaśniejszej strony egzystencji.
No dobrze.
Śmierć może deptać mi po piętach, a ja i tak pójdę tam gdzie chcę. I z kim chcę. I jak chcę.
A ty?
ps. po tej jasnej stronie bywa też czarna kawa, można mi tę kawę postawić, link https://buycoffee.to/dziennik.zmian
Wyrazy wdzięczności.