podstawowa będzie wynosić 10 proc. W wielu przypadkach będzie to jednak więcej. Towary z Chin zostaną objęte dodatkowymi, 34-procentowymi cłami, co wraz z poprzednimi stawkami daje razem 54 proc. Taryfa dla Tajwanu to 32 proc., Korei Południowej 25 proc., Japonii 24 proc. a Unii Europejskiej 20 proc.
Według wyliczeń przedstawionych przez administrację Trumpa, rzeczywiste stawki celne dla amerykańskich towarów, po uwzględnieniu manipulacji walutowych i barier w handlu są jeszcze większe. W przypadku Chin ma być to 69 proc., a Unii Europejskiej 39 proc.
Senator Ron Johnson powiedział tak: „Myślę, że jest to rodzaj zakładu wysokiego ryzyka. Thom Tillis: „Prawdopodobnie już jutro zacznę odbierać telefony od moich wyborców”. Wśród samych kongresmenów republikańskich widać uzasadniony sceptycyzm. Polityka związana z „Dniem wyzwolenia” była opracowywana w tajemnicy. Nie była konsultowana chociażby z komisją budżetową, a przede wszystkim z władzami stanowymi. A to one w pierwszej kolejności będą odczuwać skutki ewentualnej wojny handlowej.
Sceptycyzm wynika z jeszcze jednego powodu. Kiedy cofniemy się do XVII i XVIII wieku i spojrzymy na powody dla których Amerykanie nałożyli wówczas cła, zobaczymy, że stało się to dlatego, że taki rodzaj podatku łatwo było zbierać, a poza tym w ten sposób można było szybko ujednolicić system podatkowy w kraju. Cła miały też charakter protekcjonistyczny – chodziło o skłonienie konsumentów, by kupowali amerykańskie towary.
Problem jest taki, że w rozumieniu Trumpa nie chodzi już tak bardzo o protekcjonizm. Prezydent podczas konferencji prasowej nie zaproponował ani jednej ustawy prorozwojowej. Nie ma więc żadnej pewności, że jeżeli pojawią się problemy w łańcuchach dostaw, krajowa produkcja będzie mogła zapełnić luki.
- tłumaczy amerykanista Rafał Michalski, współpracownik Układu Sił.