Listen

Description

Obecnie odczuwam przemożną chęć życia w pełni radości.

Takiej radości, która wypływa z mojego wnętrza.

Tej czystej, niekontrolowanej i spontanicznej.

Takiej radości z dnia codziennego.

Będąc niedawno u rodziców, poczułam przemożną potrzebę
aktywności fizycznej.

Jeszcze większej niż zazwyczaj.

Tym bardziej, że ciepła wiosenna pogoda, ewidentnie sprzyjała
byciu na świeżym powietrzu.

A że moja fizyczność w 42 wieku mojego życia jest lepsza niż
kiedykolwiek, to tym więcej mam energii, którą chcę spożytkować.

Jako dziecko wychowane w świecie bez internetu, czy transmisji
telewizyjnych

kontakt ze sportem dużego formatu miałam poprzez słuchanie
transmisji z meczów w radio.

A że dorastałam w województwie kujawsko-pomorskim, to taką
topową drużyną był klub koszykówki z Włocławka, który regularnie bił się o
medale Mistrzostw Polski.

Siadałam więc na parapecie w kuchni i słuchałam z zapartym
tchem jak komentator przekazuje emocje na antenie radiowej, chłonęłam je całą
sobą.

Na lekcjach wychowania fizycznego w Szkole Podstawowej nie
mieliśmy Sali sportowej, na której mogłam się nauczyć grać.

Jednak tata zamontował własnoręcznie skonstruowany kosz z
plecioną ze sznurków siatką.

Zaczęłam więc po prostu rzucać do kosza, dla zabawy, dla
rywalizacji, dla ruchu.

Koszykówka była też swojego rodzaju więzią łączącą mnie z
moimi bliskimi.

Mecze grane z bratem i kuzynostwem zapisały się w mojej
pamięci i wyryły piękne wspomnienia.

Bo był to czas, w którym cieszyliśmy się jako dzieci z
zabawy.

Czuliśmy czystą i niezmąconą radość z gry.

A coś takiego wszczepia się w człowieka i zostaje z nim na
zawsze.

Tamtego dnia będąc u rodziców, kiedy w moich dłoniach
znalazła się piłka moje ciało przypomniało sobie te wszystkie doświadczenia.
Chciało ponownie poczuć czystą radość.

Kiedy wróciłam do domu zauważyłam, że przecież niedaleko
jest boisko do koszykówki.

Nie zastanawiając się długo, kupiłam piłkę i zaczęłam ponownie regularnie
grać.

Moje dłonie przypomniały sobie technikę rzutu i z dnia na
dzień celność była coraz lepsza.

Poza tym cieszyło mnie samo bycie na świeżym powietrzu i
ruch.

Teraz mogłam grać, bez poczucia lęku, który zawsze
towarzyszył mi, kiedy będąc młodą dziewczyną co rusz doznawałam kontuzji stawów
skokowych.

W całym swoim życiu miałam ich ponad czterdzieści.

Nigdy nie byłam wirtuozem gry, ale nie o to tutaj chodzi,
lecz o to, że kiedy człowiek dąży do zdrowszego ciała i pozwoli zagościć w
swoim wnętrzu radości, to zewnętrzne okoliczności ulegają przeobrażeniu.

Serce wypełnia się wdzięcznością i niczym nieskrępowaną wolnością.

Po blisko 20 latach ponownie w moim życiu zagościła
koszykówka.

Nie planowałam tego, po prostu chciałam doświadczyć więcej
radości w moim życiu, dlatego pojawiła się ona w takiej właśnie postaci.