Miałam ostatnio okazję uczestniczyć w ciągu roku w zawodach piłki ręcznej młodzieży.
Jeździłam na mecze ligowe i turnieje dopingując bratanka, który jest w klasie sportowej i rozwija swoją sportową pasję grając w piłkę ręczną.
Ukoronowaniem sezonu były Ogólnopolskie Igrzyska rozgrywane w Piotrkowie Trybunalskim.
Pojechałam na nie wspólnie z rodziną, bo po prostu wciągnęła mnie ta sportowa pasja i przywołała mnóstwo wspomnień, kiedy to ja byłam dzieckiem a sport był całym moim życiem.
Już pierwszego dnia turnieju najlepszy zawodnik i zarazem serce drużyny mojego bratanka doznał kontuzji. Złamanie kości śródstopia. Trzy lata przygotowań do turnieju zakończyło się dla tego chłopca fatalnie. Miał wielkie marzenia, żeby szerzej pokazać się sportowemu światu. Chciał bowiem zostać zawodowym piłkarzem ręcznym.
Było nam wszystkim szkoda tego chłopca, bez niego na boisku drużyna była bardzo zagubiona i nie osiągnęła zamierzonego sportowego celu.
Niewątpliwie chłopcy mieli apetyty i potencjał na zajęciewyższego miejsca.
Owe wydarzenia przypomniały mi moje własne szkolne czasy, kiedy to sama uprawiałam sport. Nie były to rozgrywki na poziomie krajowym, ale niewątpliwie sport był dla mnie bardzo ważny. Dlatego, kiedy seryjnie zaczęłam skręcać stawy skokowe o uprawianiu sportu mogłam niestetyzapomnieć.
Było to bardzo trudne doświadczenie, bo każda wolna chwila i wakacje były wypełnione grą w koszykówkę, tenisa stołowego, piłkę nożną, siatkówkę czy tenis ziemny. Nagle tego zabrakło i trzeba było odnaleźć się w zupełnie innej rzeczywistości.
Najtrudniejsze było poradzenie sobie z kontuzjami w sferze mentalnej. Przez wiele lat każdy krok wiązał się ze strachem. Nie tylko podczas grania lecz nawet podczas chodzenia. Po prostu patrzyłam pod nogi, żeby czasem nie wejść w dziurę, bo to powodowało kolejny uraz.
Kontuzje zaczęły się w podstawówce i trwały z różną częstotliwością przez dwie dekady.
Patrząc na tego chłopca, który przeżywał swój własny dramat, wspomnienia wróciły do mnie ze zdwojoną siłą.
Ja wiem, że on da radę i będzie dalej uprawiał sport, może nawet na tym zawodowym poziomie.
Ma bowiem tą iskrę w sobie, która ciągnie go do pracy nad sobą, do bycia lepszym zawodnikiem.
A ta kontuzja, choć przykra, to w perspektywie czasu go wzmocni.
Ja musiałam przedefiniować swoje podejście do uprawiania sportu. Kiedy wyleczyłam kontuzje i popracowałam też mentalnie nad strachem, to zaczęłam szukać takich form aktywności, które nie są sportem kontaktowym.
Koszykówkę i piłkę nożną zamieniłam na pływanie, ćwiczenia siłowe, nordic walking i rower. Dzięki kontuzjom nauczyłam też radzić sobie z przeciwnościami, bo przecież po każdej dochodziłam do zdrowia.
Zaczęłam też zwracać większą uwagę na własne ciało. Lepiejje odżywiać, uczyć się go i pielęgnować.
Dołączyłam więc morsowanie i saunowanie, żeby je wzmocnić.
Kiedy tak patrzyłam na tych grających chłopców, to pomyślałam sobie, że sport potrafi naprawdę wiele nas nauczyć. Pokazuje nam, jak ważna jest w życiu cierpliwość i systematyczność. Swoje umiejętności podnosi się przecież na każdym treningu. Dlatego cieszę się, że mój bratanek, choć nie jest wybitnym zawodnikiem, to się rozwija i jest coraz pewniejszy siebie na parkiecie.
Poza tym dzieciaki uczą się też odpowiedzialności za drużynę i radzenia sobie z porażkami jak i ze zwycięstwami. To bardzo przypomina nam życie, w którym także mierzymy się z oboma tymi doświadczeniami.
Uczy też skupienia i uważności, tak bardzo potrzebnej dzisiejszym dzieciakom, ale także i dorosłym. Musisz bowiem rozglądać się na boisku, żeby celnie podać piłkę, czy rzucić bramkę.
Sport uczy także integracji, szczególnie ten zespołowy, bo w pojedynkę meczu się nie wygra. Dostarcza wielu emocji i radości. Także kibicom a z własnej perspektywy wiem, że inaczej patrzy się na drużynę, której kibicujesz a inaczej na drużynę, w której gra ktoś ci bliski. To są zupełnie inne emocje.