Gdyby zamknąć go w ramach jednego zapachu, flakonik opatrzony tytułem Tamte dni, tamte noce pachniałby jak ostatni dzień beztroskiego lata, podczas którego przez większość czasu nie robiło się nic poza odpoczynkiem, a dopiero gdy jego kres był już na horyzoncie, następowała kulminacja zdarzeń które wypalały się w pamięci, lata wieku dojrzewania kiedy świat tak jak my sami był niezbadany, nieodkryty, dziewiczy, a przez to ciekawszy, smaczniejszy i zwyczajnie lepszy, lata spędzanego na wsi w sielankowej atmosferze inności i powolnego stylu życia. Byłby też zapachem, którego delikatna słodkawo-kawowa woń byłaby w stanie doprowadzić największego twardziela do łez.
Nie miałem chyba nigdy w kinie takiego objawienia. Najczęściej wspominany film w historii całej serii, najczęściej oglądany przeze mnie w kinie film.
Po prostu arcydzieło.