Justyna Suchecka napisała tak: w „Wiktorii 1920” jest taka scena: Rosjanin znęca się nad polskim żołnierzem. Zanurza jego rękę w kotle z wrzątkiem. Słyszymy, jak ofiara krzyczy. Słyszymy, jak oprawca się śmieje. Widzimy, jak zdziera skórę z dłoni ułana, jakby zdejmował rękawiczkę. Jakbyśmy tam byli. Pola, która obejrzała film w szkole, od miesięcy myje się zimną wodą, ostatnio po raz pierwszy zaparzyła wodę na herbatę". Czy musimy pokazywać dosłownie wszystko? Jak radzić sobie z traumą, która może pozostać po takim doświadczeniu?