Historycznie tylko wąskie elity miejskie miały jakieś swoje wyobrażenie o wygodach. Statystyczna większość obywateli Warszawy jeszcze w XIX wieku raczej myślała o tym jak przetrwać niż o tym, żeby cieszyć się jakimiś wygodami. Jeszcze w latach 30. XX wieku około połowy mieszkań Warszawskich złożone było tylko z jednej izby i nie miało wygód, czyli tego, co uchodziło za komfort życia w XIX wieku: czyli toalety w mieszkaniu, bieżącej wody, która płynie do kuchni i innych tego typu instalacji. Gdy się czyta międzywojenne ogłoszenia drobne, wygody były bardzo ważnym elementem rozróżniania mieszkań. Mieszkania były z wygodami lub bez. Znaczna większość robotniczej społeczności Warszawy na żadne wygody specjalne nie liczyła i na ogół cieszyła się tylko tym, że woda bieżąca płynie do zlewu mieszczącego się na korytarzu na klatce schodowej, a gdy chciała skorzystać z toalety szła na podwórko i tam znajdowały się ustępy, często z napisem „klucz u dozorcy”. To były te właśnie wygody warszawskiej kamienicy XIX wieku.