Listen

Description

Thomas Sowell, amerykański ekonomista i myśliciel konserwatywny, w książce Race and Culture pisał, że różnice w zamożności i sukcesie różnych grup ludzi są naturalne — wynikają nie tyle z dyskryminacji, ile z różnych tradycji kulturowych.

Sowell pokazuje to na przykładzie Hindusów i muzułmanów z Pakistanu. Choć genetycznie są bliscy, inaczej podchodzą do pracy, edukacji i handlu. Jedni inwestują w naukę i przedsiębiorczość, drudzy bardziej w struktury religijne i rodzinne. Efekt? Różnice w dochodach, które utrzymują się przez pokolenia.

Podobne zjawisko widać też w samej Europie — między społeczeństwami katolickimi a protestanckimi. Po reformacji XVI wieku protestanci przyjęli etykę, którą Max Weber nazwał później „duchem kapitalizmu”. Praca stała się nie tylko obowiązkiem, ale niemal dowodem łaski Bożej. Oszczędność, punktualność, samodyscyplina – to były cnoty.

W krajach katolickich natomiast większy nacisk kładziono na wspólnotę, hierarchię i stabilność, a nie indywidualny sukces. Efekt? Inne wzorce zachowań gospodarczych, które przetrwały do dziś. Sowell podkreślał, że kultura może działać jak kapitał – przekazywany z pokolenia na pokolenie, niezależnie od koloru skóry czy pochodzenia.

Kiedy w XIX wieku do Stanów Zjednoczonych zaczęli masowo przybywać katoliccy imigranci z Europy Środkowo-Wschodniej, w tym Polacy, zderzyły się dwa światy. Protestancka Ameryka, wychowana już w duchu punktualności, trzeźwości i ciężkiej pracy, patrzyła z nieufnością na przybyszów, którzy byli bardziej rodzinni, spontaniczni, religijni — ale też mniej zdyscyplinowani w pracy. Polacy mieli reputację ludzi ciepłych, ale czasem zbyt skłonnych do świętowania i alkoholu.

Jednak, jak zauważają historycy, protestanci wcale nie zawsze byli tacy „porządni”. Przed rewolucją przemysłową w Anglii robotnicy często świętowali tzw. „Saint Monday” — czyli wolny poniedziałek po niedzielnym piciu. Nie przychodzili do pracy, spóźniali się, a dyscyplina czasu była raczej umowna. To dopiero fabryki i kapitaliści wymusili nowy rytm życia: ściśle wyznaczone godziny, punktualność, zakaz picia.

Ale żeby to wytłumaczyć ludziom, użyto języka religii: pracowitość stała się cnotą, a lenistwo – grzechem. Trzeźwość zaczęła być znakiem moralnej czystości. W ten sposób kapitalizm i protestantyzm połączyły siły – jedni potrzebowali posłusznych pracowników, drudzy szukali duchowego sensu w codziennej pracy.

Można więc zapytać: czy to religia stworzyła nowoczesnego, punktualnego protestanta, czy może kapitalizm wychował sobie idealnego pracownika i ubrał to w słowa o moralności? Prawdopodobnie jedno i drugie – duch i ekonomia rosły razem.

A różnica w zarobkach, o której pisał Sowell, nie zawsze oznacza różnicę w szczęściu. Katolickie społeczeństwa mogą być mniej zamożne, a jednocześnie bardziej zjednoczone, wspólnotowe i spokojniejsze.

To trochę jak w znanej anegdocie o kapitaliście, który przyjechał na wakacje do Grecji. Zobaczył rybaka, który łowił tylko kilka ryb dziennie, a potem siadał w cieniu, grał na gitarze i spędzał czas z rodziną. „Czemu nie łowisz więcej? – zapytał kapitalista. – Mógłbyś kupić większą łódź, zatrudnić ludzi, zarobić majątek, a potem na starość odpoczywać na plaży.” Na co rybak spokojnie odpowiedział: „Ale ja już teraz odpoczywam na plaży.”

Sowell przypomina, że nierówność to nie zawsze niesprawiedliwość – czasem po prostu różne kultury mają różne odpowiedzi na pytanie, czym jest dobre życie.